Jedną z najczęściej chyba powtarzanych opinii o kotach jest ta, że nie przywiązują się one do ludzi, tylko do miejsca, w którym mieszkają. Głoszą ją zapewne ludzie, których kontakt z kotami był bardzo powierzchowny. Myślę, że prawdziwi miłośnicy kotów, którzy nawiązali z nimi głębsze relacje, nigdy by czegoś takiego nie powiedzieli. Oni wiedzą, że koty potrafią się bardzo głęboko przywiązać do swoich opiekunów.
Dlaczego sądzimy, że koty nie przywiązują się do ludzi?
Koty nie przywiązują się do ludzi – jestem przekonany, że korzenie tej niesprawiedliwej opinii o kotach sięgają początków kontaktów naszych gatunków. Udomowiliśmy koty po to, by chroniły nasze domostwa i spichlerze przed gryzoniami. Rola ta nie wymagała od naszych futrzaków zbytniego emocjonalnego angażowania się w związki z ludźmi. Przedstawicielom gatunku homo sapiens zresztą wcale na tym nie zależało.
Oczywiście myślę w tym momencie o naszym kręgu kulturowym. W krajach, w których ludzie bardziej cenili sobie towarzystwo kotów i obdarzali je wielkim szacunkiem oraz czcią, związki koci-ludzkie były zapewne nieco głębsze. Może dlatego futrzaki o orientalnym pochodzeniu zdają się być bardziej wylewne w swych uczuciach do opiekunów, aniżeli ich europejscy kuzyni.
Wszystkie koty posiadają wszakże jedną cechę wspólną – nie wykazują skłonności do podporządkowywania się ludziom. Tak ukształtowała je natura. W kocich społecznościach nie ma bowiem przywódców, za którymi ślepo podążą reszta stada. I to zapewne także legło u podłoża opinii o rzekomym braku kociego przywiązania do człowieka.
Fakt, że koty nie są gotowe słuchać naszych poleceń i bywają mało wylewne w okazywaniu uczuć, nie świadczy jeszcze o tym, iż nie przywiązują się do swoich opiekunów. Owszem przywiązują się i to czasami bardzo mocno. Choć oczywiście istnieją między nimi różnice – osobnicze i rasowe.
A co z przywiązaniem do miejsca zamieszkania?
Koty przywiązują się do miejsc, które są ich domem, i owszem. Wszakże są gatunkiem terytorialnym, a jako taki przywiązanie do własnego rewiru mają we krwi. Z biologicznego punku widzenia, własne terytorium oznacza dla nich być albo nie być. To miejsce polowań, wychowu potomstwa, odpoczynku. Zapewnia kotom poczucie bezpieczeństwa.
Przywiązanie do miejsca zamieszkania nie wyklucza jednak przywiązania do człowieka. Przecież my także jesteśmy gatunkiem terytorialnym, a jednak nawiązujemy głębokie relacje z innymi ludźmi. Skąd zatem opowieści o kotach, które po przeprowadzkach, porzucały swoich opiekunów i wracały na „stare śmieci”?
Dla wielu z nas podobne historie są dowodem, potwierdzającym to, że koty przywiązują się do miejsca, a nie do ludzi. Nie wolno nam jednak generalizować. Może faktycznie w opisywanych przypadkach miłość do rewiru była silniejsza od więzi łączących zwierzaki z opiekunami? Często jednak bywa odwrotnie, tylko raczej nie słychać o tym w mediach.
Może na miłość kota trzeba sobie zasłużyć, a nie wszystkim się to udaje. Może ludzie, których pupile opuściły, by wrócić do dawnego domu, po prostu nie potrafili sobie zaskarbić ich uczuć?
Tekst: Jacek P. Narożniak
Zdjęcie: By Isasza (Own work)
[CC BY 3.0], via Wikimedia Commons
Jeśli ktoś myśli, że jego futrzak się do niego nie przywiązuje, powinien zająć mu więcej czasu, by nawiązać z nim większą znajomość, nasze koty potrzebują więcej miłości, nie tak jak ich dzicy przodkowie.
Koty nie przywiązują się do ludzi, którzy tego nie chcą, do ludzi którzy sami nie wiedzą co to przywiązanie i do takich którzy tylko przywiązania wymagają od innych, bo mają pękające w szwach ego. Żeby docenić koty trzeba samemu posiadać pierwiastek koci i nie traktować ich tylko jako designerskiej ozdoby domu. Mój kot to przyjaciel i członek rodziny, któremu należy się szacunek i tzw. przestrzeń życiowa. Ludzie którzy nie lubią kotów są najczęściej bardzo płytko nastawieni do zwierząt. „Masz być taki jak ja chcę”. Typowa ludzka próżność.
Moja pierwsza kotka w moim już dorosłym życiu wybrała mnie sama. Potem pojawiła się druga kotka półroczna i jakoś wspólnie egzystowały. Mniej więcej po półtorej roku przytrafił mi się dłuższy pobyt w szpitalu. Po tygodniu nieobecności pierwsza kotka zniknęła. Był duży żal i poszukiwania bezowocne. Po dziesięciu miesiącach zaginiona kotka pojawiła się niepewna na posesji i jak tylko mnie zobaczyła to była uszczęśliwiona. Niestety w czasie jej nieobecności w domu pojawiły się jeszcze trzy koty i pies. Przez tydzień próbowałem przekonać ją do pozostania ale odeszła i chyba już się nie pojawiała u mnie. Bardzo skrótowo to opisałem, ale po tylu latach czuję się jak zdrajca jej uczuć do mnie.
mam ponad 4 dychy na karku ale popłakałam się :{
i nie myśl o sobie jak o zdrajcy ! tylko kociczka wiedziała dlaczego odeszła, może nie zrobiła tego z żalem wcale ? może uspokojona, że masz kocich opiekunów poszła swoją drogą ? a może jeszcze wróci ? 🙂
Nie przepadam za kotami, dokarmiam 3 dziko żyjące i jak chorują to wiozę je do weterynarza ale szczerze mówiąc drażni mnie ich zachowanie. Nie lubię stałego „ocieractwa’ o nogi, miałkolenia pod oknem i budzenia o 5 rano ale największe obrzydzenie czuję jak widzę gdy się znęcają nad swoją ofiarą tylko dla głupiej zabawy a nie pożywienia. Kocham wszystkie małe, bezbronne ptaki, gryzonie i króliczki które nie mają szans z ich łapami. Nie skrzywdziłabym żadnego zwierzaka, sterylizacja nie mojego kota kosztowała mnie 300 zł, jak są chore to podaję im leki ale nie lubię po prostu tych okrutnych praktyk. Nie jestem płytko nastawiona do zwierząt, są pewne zachowania których nie zaakceptuję bo kocham też kocie ofiary i tu jest dysonans.
Koty mają w naturze bieganie za wszystkim małym, co się rusza. Liść, sznurek, ptak, mysz. To ich natura. I bawią się tym, co złapią, dopóki się rusza. Nie znęcają, bo znęca się człowiek.
Swoją kotkę wzięliśmy z mężem ze schroniska sama do nas podeszła była wychudzona z chorym uszkiem. Nie byłam co do kota przekonana. Strasznie irytowalo mnie to ocieranie o nogi i o twarz Ale szybko zrozumiałam że tak wyraża swoją wdzięczność. Jest już z nami rok i oczkiem w głowie. Nie wyobrażamy sobie dnia codziennego bez naszego domownika.
Uważam za bardzo krzywdzącąe opinię, że koty nie przywiązują się do ludzi, bo ludzie tego nie chcą i nie poświęcają kotu zbyt wiele czasu. Nasza rodzina czyli ja z mężem i dwoje córek od czterech lat mamy kocurka, którego przygarnęliśmy z ulicy. Zawsze był naszym oczkiem w głowie, rozpieszczanym i dobrze „zaopiekowanym”. Od małego był też bardzo niezależnym kotem. Mimo kastracji nie udało się go zatrzymać w domu. Miał bardzo silną potrzebę spędzania czasu na zewnątrz. Pomimo naszych obaw o jego bezpieczeństwo, ponieważ mieszkaliśmy w bloku w mieście, radził sobie świetnie i zawsze prędzej czy później wracał do domu. Dwa miesiące temu przeprowadziliśmy się do nowego domu około 2 km dalej. Na początku kot powoli eksplorował nowy teren wokół domu, jednak po jednej z eskapad wrócił poturbowany. Teraz w domu czuje się jak u siebie, ale gdy tylko wyjdzie z domu to przy każdej okazji wraca na stare miejsce. Przywozimy go z powrotem ale sytuacja się powtarza. Nie wiemy już co robić. Nikt nam nie umie pomóc, O zgrozo słyszymy nawet, że powinniśmy zostawić go samemu sobie. Na stronę tę trafiłam szukając rozwiązania tej sytuacji jednak ostatnie zdanie artykułu napisane przez kociego behawiorystę bardzo mnie rozczarowało. Myślę, że osoby szukające konkretnych wskazówek co do rozwiązania swojego problemu z ukochanym zwierzakiem nie tego oczekują od kogoś kto uważa się za specjalistę. Dalej zostajemy z problemem sami ale będziemy walczyć do skutku.
Przede wszystkim artykuł ten nie miał odpowiedzieć na pytanie, co zrobić, by kot od nas nie uciekał. Jego celem było odpowiedzieć na pytanie, czy koty przyzwyczajają się do ludzi – co wyraźnie określa tytuł (proszę czytać ze zrozumieniem!). A ostatnie zdanie, choć jest pytaniem pozostawionym bez odpowiedzi, jest zupełnie prawdziwe. Tak bywa, że więź między kotem a opiekunem nie jest dostatecznie silna, a powodem tego jest człowiek. Nie zawsze zresztą świadomie. Czasami się staramy, ale popełniamy błędy, o których nie mamy pojęcia.