Większość właścicieli kotów i psów ocenia stan zdrowia swoich podopiecznych na podstawie wiedzy znalezionej w Internecie! I niestety, wcale nie tak rzadko bardziej ufają zdobytej tą drogą wiedzy, niż fachowej diagnozie postawionej przez lekarza weterynarii. Skutki takiej postawy mogą być opłakane – dla zwierzaka oczywiście!
Wyjdź z neta, idź do weta!
Podana wyżej informacja pochodzi z raportu przygotowanego na zlecenie firmy Royal Canin, w ramach zainicjowanej przez nią kampanii społecznej „Wyjdź z neta, idź do weta!”. Przeprowadzone badania objęły 806 opiekunów z całej Polski, w tym 403 właścicieli kotów i 404 właścicieli psów. Przeprowadzono również ankietę wśród 201 pracujących w naszym kraju lekarzy weterynarii. Otrzymane wyniki potwierdziły prawdziwość hipotezy, zakładającej to, że Polacy oceniają zdrowie swoich pupili głównie na podstawie informacji znalezionych w sieci.
Od razu chciałbym zaznaczyć, że nie piszę o tym, by zareklamować tego producenta karm dla kotów i psów! Zwłaszcza, że swoim futrzakom nie podaję wyrób tej marki. Uważam jednak, że problem, którego dotyczy wspomniana kampania jest bardzo poważny! Na tyle poważny, że należy o nim głośno mówić!
Nie ma nic złego w szukaniu informacji w Internecie. Sam przecież piszę na łamach tej strony, i nie tylko, o różnych kocich problemach zdrowotnych i o tym, jak je rozpoznać, mając nadzieję, że pomoże to opiekunom futrzaków. Zawsze jednak podkreślam, by ostateczną diagnozę pozostawić lekarzom weterynarii! Internet jest bowiem bardzo dobrym źródłem informacji, ale nie zastąpi opinii specjalisty! Stąd zrodził się pomysł na kampanię, której celem jest uświadomienie tego właścicielom zwierząt.
Bardziej ufamy Internetowi niż weterynarzom!
Przeprowadzone w ramach kampanii „Wyjdź z neta, idź do weta!” badania wykazały, że aż 97% weterynarzy spotyka się z opiekunami, którzy przychodzą do gabinetu z gotową diagnoza swojego zwierzaka, w większości przypadków postawioną na podstawie informacji znalezionych w sieci. Co gorsza, wielu z nich, jeśli już zdecyduje się odwiedzić gabinet weterynaryjny, nie daje wiary słowom lekarza, bardziej wierząc we własną diagnozę!
Niestety, jak wykazały wspomniane badania, coraz mniej ufamy lekarzom weterynarii. Stwierdziło tak 39% ankietowanych weterynarzy, którzy oceniają zaufanie społeczne do nich za bardzo niskie lub wręcz coraz mniejsze. To oczywiście nie jedyna przyczyna tego, że wolimy szukać pomocy w sieci a nie w gabinecie weterynaryjnym. Istnieje np. spora grupa opiekunów, którzy nie rzadko chodzą do weta, bo wydaje im się niewarta wydawania pieniędzy,
skoro w internecie znajda wszystkie informacje.
Konsekwencje samodzielnego diagnozowania zwierzaka
Tak… Internet to bardzo dobre źródło informacji. W jego przepastnych czeluściach można znaleźć obszerną wiedzę na wiele tematów. Problem w tym, że internetowi twórcy nie zawsze zwracają uwagę na prawdziwość przekazywanych przez siebie informacji. Owszem, bywa, że robią to nieświadomie, w dobrej wierze powielając to, co sami przeczytali na innych stronach. Nie zmienia to jednak faktu, że mogą w ten sposób zaszkodzić innym!
Nie chcę nikogo przekonywać do tego, by przestał czerpać wiedzę w sieci. Dzięki zdobytym w ten sposób informacjom możemy np. wcześniej zorientować się, że z naszym podopiecznym dzieje się coś złego. Namawiam jednak do stosowania zasady ograniczonego zaufania wobec internetowych twórców. I szukać informacji na sprawdzonych stronach, prowadzonych przez rzetelnych ludzi! A nie na przykład na filmikach generowanych przez sztuczną inteligencję, których jedynym celem jest zarobek. Wiem, że nie jest to proste. Jeśli jednak w grę wchodzi zdrowie zwierzęcia, lepiej dmuchać na zimne. Zwłaszcza, że konsekwencje postawionej samodzielnie diagnozy, mogą być tragiczne w skutkach.
Samo odwlekanie wizyty w gabinecie weterynarii może negatywnie odbić się na zdrowiu naszego pupila i utrudnić leczenie, a nawet uniemożliwić wyleczenie. Nie twierdzę, że lekarze weterynarii są nieomylni. Oni też nie zawsze mają rację. Jeśli mamy jakieś wątpliwości, co do postawionej przez weta diagnozy, możemy skonsultować się z innym. Nikt się na nas za to nie obrazi, a przynajmniej nie powinien.
Pełen raport z kampanii „Wyjdź z neta, idź do weta!” możecie znaleźć TUTAJ.
Tekst: Jacek P. Narożniak
Zdjęcie: Pixabay.com